niedziela, 24 maja 2015

Kilka słów o aktualnie używanej kolorówce + makijaż

Dzisiejszy wpis chciałabym poświęcić kolorówce, którą najczęściej używam i zdecydowanie zasługuję na miejsce w gronie ulubieńców. Znajduje się tutaj kilka kosmetyków, które są nowościami, ale znajdziemy także te, do których wróciłam po przerwie.



Na powyższym zdjęciu znajduje się puder do twarzy z serii Fit Me w najjaśniejszym kolorze z Maybelline. Niestety w chwili obecnej już go nie używam, ponieważ zużyłam do ostatniego okrucha, czego bardzo żałuję. Z chęcią wróciłabym go do niego, ale niestety jest niedostępny w Polsce. Polubiłam go ze względu na wielogodzinną trwałość, matowienie oraz idealny dla mnie kolor. 

Z tuszami do rzęs L'oreal mam ciężką relację i również w tym przypadku tak jest. Tym razem spróbowałam standardowej wersji One Million Lashes. Początkowo sklejał rzęsy, jak podeschnął było lepiej, ale znów jak za bardzo to znowu sklejał i oblepiał. Wadą jest również fakt, że pod koniec dnia lubi się kruszyć. Od kilku dni używam czegoś z zupełnie innej półki, a mianowicie podczas promocji w Rossmannie skusiłam się na maskarę Miss Sporty Studio Lash 3D Volumythic (w żółtym opakowaniu) i na razie jestem nią oczarowana. Mam nadzieję, że to nie tylko chwilowy stan.

Kilka tygodni temu skończyła się moja baza pod cienie do powiek z ArtDeco. Było to moje drugie opakowanie. Bardzo ją lubiłam, ale czas na zmianę i postanowiłam zamówić matującą bazę z Zoeva. Pech chciał, że od końca kwietnia jest w polskich sklepach internetowcy niedostępna, a nie chcę nic innego, dlatego muszę sobie radzić w inny sposób. Zrezygnowałam z konkretniejszych makijaży oka, ale czasami, gdy chcę zmalować coś w neutralnych barwach to sięgam po Colour Tattoo z Maybelline w kolorze On&On Bronze. Dobrze sprawdza się solo, ale o wiele lepiej jako baza pod cienie (najczęściej Inglot). Makijaż długo się utrzymuje, nie ściera i nie wchodzi w załamania. Początkowo nie byłam do niego przekonana, ale teraz się do niego przekonałam.


Następnym ulubieńcem jest żel utrwalający do brwi z L'oreal w kolorze medium/dark. Od zakupu używam go codziennie i nie wyobrażam sobie makijażu bez niego. Przyciemnia włoski, utrwala je i trzyma w ryzach. Nie kruszy się i utrzymuje się od pomalowania do demakijażu.

Kolejnym kosmetykiem jest mój pierwszy produkt z MAC. Cieszę się, że na pierwsze spotkanie z tą marką wybrałam szeroko polecany korektor Pro Longwear w kolorze NW 15. Jestem z niego bardzo zadowolona, ponieważ zakrywa cienie pod oczami, ujednolica koloryt skóry oraz sprawdza się na niedoskonałości. Zastrzeżenia mam tylko do pompki, która wyjątkowo nie chcę ze mną współpracować i zawsze muszę wycisnąć za dużo. Dodam, że korektor ma rewelacyjną trwałość. 


Dopełnieniem makijażu oka jest czarna kreska wykonana eyelinerem. Moim ostatnim odkryciem jest Super Liner Perfect Slim z L'oreal. Dzięki niemu możemy namalować bardzo precyzyjną kreskę, która nie ściera się, nie blaknie, ani nie kruszy w ciągu dnia. Również z jej zmyciem nie ma problemu, chociaż trwałość wskazywała by na coś innego. Myślę, że znalazłam w swój ideał w tej kategorii.

Podczas makijażu oka nie można zapomnieć o linii wodnej. U mnie najczęściej ląduje tam cielista kredka z nieistniejącej już firmy Basic. Po woli zbliża się jej termin przydatności, ale póki mogę to z chęcią po nią sięgam. 


Na koniec cienie Inglot, które przez chwilę poszły w odstawkę, ale ostatnio częściej po nie sięgam. Zwłaszcza wróciłam do neutralnych odcieni, które dobrze komponują się z wyżej wymienionym Color Tattoo. Cienie są dobrze napigmentowane, łatwo się łączą i rozcierają. W poniższym makijażu użyłam odcieni 111,112 i 409. Na co dzień, gdy każda minuta jest na wagę złota na powieki nakładam tylko cień o numerze 353 lub 355, w celu ujednolicenia kolorytu. Są to matowe, cieliste kolory.


Trochę się rozpisałam, ale chciałam Wam sporo przekazać. :) Znacie kosmetyki, po które ostatnio najchętniej sięgam?

Naomi

środa, 20 maja 2015

Joy Box Wiosna Trendy

Korzystając z chwili luzu (sesja powoli się zbliża, więc jest to taka cisza przed burzą) chciałabym pokazać Wam zawartość pudełka Joy Box. Pudełko ukazuje się co dwa miesiące i teraz jest to już trzecia edycja. Ja zamówiłam pierwszą, którą pokazywałam tutaj, drugą sobie odpuściłam ze względu na nieciekawą zawartość, ale gdy zobaczyłam co będzie w trzeciej odsłonie nie mogłam przegapić takiej okazji. 

W tej edycji postawiono na bardziej luksusowe kosmetyki, a dodatkowo było ich o jeden więcej niż we wcześniejszych pudełkach. W sumie box zawierał 10 kosmetyków z różnych kategorii. W związku z tym cena była wyższa i musiałam za niego zapłacić 59 zł.


Tym razem pudełko było utrzymane w niebieskiej stylistyce. Podoba mi się nawet bardziej niż poprzednie.


W boxie znalazło się 7 z góry narzuconych kosmetyków oraz 3 które mogliśmy sobie sami wybrać. W gratisie otrzymałam najnowszy numer Joy.


Pierwszym kosmetykiem, który sama sobie wybrałam jest miniatura perfum Lolity Lempickiej, a drugim płyn micelarny z Dermedic. 


Ostatnim kosmetykiem, który sama sobie wybrałam jest nawilżające mleczko łagodzące z Tołpy.

W skład kosmetyków z góry "narzuconych" wchodziły:

  • krem matujący intensywnie nawilżający hydro algi z AA, 
  • odżywka do włosów Timotei,



  • mydełko żurawinowe Stenders,


  • maska nawilżająca etre belle,
  • lakier do paznokci Eclair, który jako jedyny nie pasuje mi z tego pudełka i muszę mu poszukać nowego właściciela,


  • "coś" (rękawica to za dużo powiedziane) do demakijażu oczu, które wymaga tylko wody z Glov,


  • pełnowymiarowy tusz do rzęs Mac.
Zamawiając pudełko tylko dla tuszu jesteśmy już na plusie, ponieważ sam kosztuje około 100 zł, a mamy jeszcze 9 innych kosmetyków, gazetę oraz pudełko, które możemy wykorzystać innym celu.



Podsumowując jestem bardzo zadowolona z zakupu i każdy kosmetyk z przyjemnością zużyje.

Co sądzicie o pudełku JoyBox?

Naomi

sobota, 9 maja 2015

Denko marcowo-kwietniowe

Od ostatniego wpisu z zużytymi kosmetykami minęło już ponad dwa miesiące, więc to najwyższy czas aby pokazać Wam, co w ostatnim czasie zużyłam. Przy okazji napiszę, czy żałuję zakupu, czy kupię ten kosmetyk kolejny raz. Trochę się tego zebrało i bardzo dobrze zwłaszcza ze względu na czas. 


W minionych miesiącach udało mi się co nieco zużyć kosmetyków kolorowych, więc i o nich Wam napiszę.


Na sam początek żele pod prysznic. Pierwszy z nich jest z Balea o zapachu pomarańczy z wanilią, a drugi z Isana o zapachu wanilii. Oba nie zachwyciły mnie swoimi właściwościami. Sprawowały się jak pierwsze lepsze żele, bez fajerwerków. Tylko ten pierwszy miał ciekawszy zapach. Na pewno nie kupię ponownie.


Następnie co nieco do włosów. Najpierw zużyłam dwie saszetki masek do włosów z Babuszki Agafii. Bardzo dobrze się u mnie sprawdziły i chętnie sięgnę po kolejne opakowania. Następnie wykończyłam odżywkę intensywna odbudowa i szampon wzmacniający z Ziaja. Oba kosmetyki mnie nie zachwyciły. Miały bardzo przeciętne działanie, a odżywka to wręcz klapa. W szamponie podobał mi się tylko miętowy zapach. Na pewno nie kupię tego zestawu (Ziaja) ponownie.


Na powyższym zdjęciu znajduje się zbieranina różnych kosmetyków. Moje serce szczególnie zdobyło masło do ciała o zapachu kandyzowanego jabłka i truskawkowy krem do rąk z The Body Shop. Oba miały przede wszystkim przepiękne zapachy oraz przyzwoite działanie. Na pewno kupię jeszcze jakieś kosmetyki tej firmy.

Zużyłam także krem Nivea Soft, krem do rąk z Dermo-pharmy oraz miniaturę Avene, ale żaden z tych kosmetyków mnie nie ujął, więc nie ma nad czym się rozwodzić.


Wśród kosmetyków do twarzy skończyłam moje ulubione malinowe oczyszczające chusteczki do oczyszczania twarzy z Balea. Niestety w polskich sklepach trudno znaleźć chusteczki, które mają ciekawy zapach. Te pięknie pachną, ale mają też zadowalające działanie. Na pewno kupię znowu jakąś nową wersję zapachową. 

Z Alverde zużyłam rumiankową emulsję do mycia twarzy. Kosmetyk okazał się bardzo fajny, spełniał swoją rolę. Nie mogę mu nic zarzucić. Z przyjemnością go używałam. Może kupię ponownie.

Następnie chciałabym wspomnieć o kremie z Pharmaceris z 5% kwasem migdałowym. Zdecydowanie nie polubiłam się z nim i długo zajęło mi jego skończenie. Nie zauważyłam jego dobroczynnych właściwości. Na pewno nie kupię ponownie. 

W ostatnim czasie z kosmetykami Yves Rocher totalnie nie jest mi po drodze, ale płyn dwufazowy z bławatkiem sprawdza się u mnie doskonale. W ostatnim czasie zużyłam aż dwie butelki tego płynu. Szybko i sprawnie radzi sobie z makijażem oka. Nie pozostawia tłustej warstwy i mgły na oczach. Zdecydowanie polecam i z przyjemnością kupię kolejną butelkę. 


Następnie garść różności. Bardzo lubię pasty do zębów z Himalaya Herbals i płatki kosmetyczne Tami. Do tych produktów regularnie wracam. 


Na sam koniec garstka kolorówki. Zużyłam mój ulubiony puder do twarzy z Maybelline z serii Fit me. Doskonale się u mnie sprawdzał. Wyrównywał koloryt, długo się utrzymywał i przede wszystkim dobrze matowił. Jeśli będę miałam tylko okazje na pewno kupię kolejne opakowanie.

Skończyłam także moją ulubioną bazę pod cienie z Art Deco. Służyła mi dzielnie prawie 1,5 roku i żałuję, że się już skończyła. Świetnie przedłużała trwałość cieni, podbijała kolor oraz ułatwiała rozcieranie. Na pewno nie było to moje ostatnie opakowanie.

Zużyłam także prawie korektor True Match z L'oreal. Zostało mi go nie wiele, ale minął czas na jego zużycie od otwarcia, więc stwierdziłam, że czas się rozstać. Bardzo go polubiłam miał jasny kolor. długo się utrzymywał i ładnie maskował niedoskonałości. Nie wykluczam zakupu kolejnego opakowania.

Super Liner z L'oreal już dawno miałam wyrzucić, ponieważ zużyłam go już jaki czas temu, ale jakoś nie chciałam się z nim rozstawać. Bardzo lubię eyelinery tej firmy i na pewno będę do niego wracać.

Ostatnim kosmetykiem jest konturówka do oczu z Catrice, którą musiałam wyrzucić, ponieważ stwardniała i nie możliwym jest jej użytkowanie. Zastanawiające jest to, zwłaszcza że nie mam jej bardzo długo.
__________
Jak widzicie trochę tego zużyłam. Do niektórych kosmetyków na pewno wrócę. O pozostałych nie warto pamiętać. Używałyście któregoś z powyższych kosmetyków?

Naomi

poniedziałek, 4 maja 2015

Zostałam #AmbasadorkaLPM

Blogi opanowała plaga postów zdradzająca zawartość paczek ambasadorskich Le Petit Marseillas. Po mimo to ja również nie odmówię sobie tej przyjemności i pokaże co znajdowało się w mojej. Nie spodziewałam się, że zostanę wybrana i było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie.

Z tymi kosmetykami nie miałam wcześniej styczności. Tylko tyle ile miałam okazje je oglądać w sklepie. 


Paczka przyszła do mnie w ekspresowym tempie. Nie spodziewałam się, że tak szybko to się potoczy.


Karton mieszczący kosmetyki był zapakowany z dbałością o najmniejsze szczegóły. Uwielbiam, gdy dba się nawet o takie detale.


Zaraz po otwarciu Le Petit Marseillas zaproponowało zabawę, polegająca na zasłonięciu oczu maseczką i odgadywaniu zapachów otrzymanych żeli pod prysznic. Ja niestety zignorowałam informacje o tym zawartą w liście, ponieważ gdy dostałam paczkę bardzo się spieszyłam i bez zastanowienia popatrzyłam co do mnie trafiło.


Żele pod prysznic, które dostałam mają bardzo energetyczne, letnie zapachy. Większy o pojemności 650 ml raczy nas aromatem pomarańczy i grejpfruta, a mniejszy o pojemności 400 ml jest o zapachu cytryny i werbeny. Muszę przyznać, że zdecydowanie pierwszy wariant zapachowy bardzie przypadł mi do gustu. 


W kartonie znalazłam także sporą ilość próbek żelu pod prysznic o zapachu kwiatu pomarańczy oraz mleczka do ciała ze słodkim migdałem, masłem shea oraz olejkiem arganowym.


Jak widzicie jestem zachwycona paczką. Bardzo się cieszę, że zostałam wybrana #AmbasadorkąLPM i będę mogła poznać dotychczas nieznane mi kosmetyki.

Naomi

piątek, 1 maja 2015

Czy 2w1 to kit? - Tołpa tonik i płyn micelarny w jednym

Witajcie, dzisiaj chciałabym Wam opisać tonik, który używam już od dłuższego czasu i nie chcę się skończyć. Wiem, że wiele osób nie używa tego typu kosmetyków, ale dla mnie jest to bardzo ważny punkt w pielęgnacji twarzy. Kosmetyki z Tołpy mają już ugruntowaną pozycje w mojej kosmetyczce i większość sprawdza się u mnie doskonale. Już teraz zdradzę, że tak samo jest z matującym płynem micelarnym - tonikiem 2w1 do mycia twarzy z serii strefa t. Więcej o nim dowiecie się z kolejnych linijek tekstu.


Wyżej wymieniony kosmetyk występuje w dwóch rozmiarach 200 ml (tą wersje kiedyś miałam) i 400 ml, którą widzicie na powyższym zdjęciu. Mniejsza kosztuje 27,99, a większa 37,99 zł i oczywiście wychodzi bardziej ekonomicznie. Dodam, że warto polować na promocje, jak na przykład teraz duża butelka w Super-pharm kosztuje 11,99 zł przy zakupach za 35 zł. Kosmetyki Tołpa są dostępne w wyżej wymienionej drogerii, ale również w Rossmannie, Hebe i online, gdzie szczególnie polecam zaglądać, ponieważ zdarzają się świetne okazje.

Szata graficzna kosmetyków bardzo dobrze wpisuje się w mój gust. Myślę, że w prostocie jest siła. Opakowanie jest wykonane z porządnego plastiku. Dozownik ma odpowiedni otwór. Dzięki temu można wylać na wacik odpowiednią ilość płynu. Zamknięcie jest bardzo szczelne i przede wszystkim inne niż w mniejszej wersji. Dokładnie chodzi mi o to.


Według producenta jest to produkt 2w1 tonik i płyn micelarny służący do demakijażu. Od razu chciałabym zaznaczyć, że ja tego produktu używałam tylko jako toniku. Pamiętam, że raz próbowałam zmyć nim tusz do rzęs, ale szybko się poddałam. Mówi się, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. W tym wypadku przynajmniej sprawdza się w roli toniku do twarzy. Wspaniale odświeża skórę, usuwa zanieczyszczenia i tonizuje ją. Po użyciu jest przyjemnie gładka w dotyku. Nie jest klejąca. Szybko wysycha. Po użyciu tego toniku skóra jest świetna przygotowana do kolejnych etapów pielęgnacyjnych. Producent obiecuje zmatowienie i zwężenie porów. Muszę przyznać, że ten kosmetyk to robi. Może w niespektakularny sposób, ale na pewno widoczny. Dużą zaletą tego kosmetyku jest wydajność. Używam go już kilka miesięcy, a jeszcze trochę mi go zostało. Dodam, że staram się go stosować dwa razy dziennie.


Podsumowując kosmetyk jako tonik bardzo dobrze się u mnie spisał. Robi to, co do niego należy, czyli odświeża skórę i usuwa zanieczyszczenia. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył tym, że rzeczywiście matuje i zwęża pory. Na pewno nie była to moja ostatnia butelka. Polecam.

Naomi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...