niedziela, 30 czerwca 2013

Podsumowanie akcji przeżyć za 50 zł w czerwcu + wygrana w rozdaniu

Końcem maja przyłączyłam się do akcji Kamyczka. Polegała ona na tym, że w ciągu 30 dni wydamy na zakupy kosmetyczne mniej niż 50 zł. Coś podobnego miało miejsce na moim blogu w listopadzie i poszło mi bardzo dobrze. Myślałam, że w czerwcu także uda mi się przebrnąć. Niestety było trudno od samego początku. Z każdej strony kusiły promocje. Dodatkowym bodźcem był wyjazd, na który okazało się, że muszę jeszcze coś kupić. Na szczęście przekroczyłam górną granice tylko o kilka złotych.


Co mi przybyło w czerwcu?


Najpierw był Rossmann, musiałam kupić krem z filtrem. Doszłam do wniosku, że najtaniej wyjdzie mnie krem dla dzieci z faktorem 50. Użyłam go już kilkanaście razy. Na razie mam mieszane uczucia, ale chroni skórę bardzo dobrze. Będąc tam zauważyłam, że pojawiły się najnowsze lakiery z Lovely. Mój wybór oczywiście padł na lakier piaskowy w niebieskim odcieniu. Moim zdaniem jest to najładniejszy kolor z całej gamy. Nie jest to typowy lakier piaskowy, ale w słońcu bardzo ładnie wygląda. Na koniec korektor do brwi z Delli. Nie miałam pojęcia, że Rossmann tak zawyżył jego cenę. Na szczęście kosmetyku użyłam już kilkanaście razy i jestem zachwycona. Daje efekt ładnie podkreślonych rzęs. 

Podsumowując:

  • krem z filtrem Babydream 13,99 zł
  • Lovely lakier piaskowy 8,59 zł
  • korektor do brwi Delia 17,99 zł
Zostawiłam w sklepie 40,57 zł.


Następnie zawędrowałam (jak co miesiąc) do DM-u. Skończył się mój żel do golenia, więc kupiłam bardzo polecany żel Balea o zapachu cytrynowej maślanki. Zdążyłam ją użyć już kilka razy, ale na razie mam mieszane uczucia. Ma ładny zapach, ale liczyłam na coś innego. Następnie do koszyka wpadła pianka pod prysznic z Balea. Różni się trochę od truskawkowej, która była dostępna w zimie, ale mi odpowiada bardziej ta. 

Podsumowując:
  • Balea żel do golenia 63 Kc ~ 10,48 zł
  • Balea pianka pod prysznic 45 Kc ~ 7,48 zł
Zostawiłam w sklepie 17,96 zł.

W sumie w czerwcu wydałam na kosmetyki: 58,53 zł.

Niestety nie zmieściłam się w budżecie. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. ;)

W lipcu nie narzucam sobie żadnego limitu, ponieważ zbliżają się moje urodziny i inne okazje. Czuję, że przyszły miesiąc będzie obfitował w zakupy.

Jak wam poszło?

Napiszcie :)

P.S. Prawie zapomniałam, udało mi się wygrać zestaw lakierów w rozdanie u Kraina testów. Dziękuję :*


Naomi

sobota, 29 czerwca 2013

Balea figa&perła odżywka do włosów nie spełniająca podstawowych zadań :(

Dziś chciałabym wam przedstawić ostatni kosmetyk z serii przeznaczonej do włosów pozbawionych blasku. Wcześniej pisałam o masce, która się świetnie sprawdziła na moich włosach i z pewnością kupię ją ponownie. Wcześniej przedstawiłam wam szampon, który nie wywołał żadnych większych emocji. Zużyłam i nie kupię ponownie. Natomiast teraz, jak sądzicie po tytule chciałabym wam opisać kosmetyk, który moim zdaniem jest najsłabszym z całej serii.


Kosmetyki Balea są dostępne w drogeriach DM oraz na allegro (niestety w mocno zawyżonych cenach). Warto także poszukać w sklepach z chemią niemiecką. Kosztuję 0,65 € za 300 ml. Nie zawiera silikonów. 


Odżywka znajduje się w dość wysokiej butelce z bardzo dobrym zamknięcie, które dość dobrze się otwiera. Podczas otwierania na pewno nie stracimy wszystkich paznokci. Stylistyka przedniej etykiety nie jest najgorsza, w stosunku do ceny. Opakowanie odżywki jest wykonane z dość twardego plastiku. Pod koniec opakowania niestety miałam problem z wydobyciem resztek (odżywkę zużyłam wczoraj).

Dużym minusem odżywki jest jej rzadka, przelewająca się przez palce konsystencja. Jest bardzo podobna do maski, ale ta rzadsza. Ma bardzo podobny do innych kosmetyków z tej serii zapach, który mi nie odpowiada. Jest chemiczny i zupełnie nie przypomina figi. 


W końcu przechodzimy do najistotniejszej części tej notki, czyli działania. Zwykle nakładałam ją po umyciu włosów na kilka minut. Później, gdy zauważyłam, że jest do niczego próbowałam ją zużyć jako pierwsze O w metodzie OMO. Niestety odżywka prawie nic nie zrobiła z moimi włosami, w zarówno normalnym użytkowaniu oraz ww metodzie. Ułatwiła tylko rozczesywanie włosów.

Poza tym zauważyłam, że moje włosy bardziej się puszą. Nie chcą się układać, a końcówki wywijają się w każdą możliwą stronę. Są miękkie i przyjemne w dotyku, ale oklapnięte. Odżywka nie spowodowała żeby włosy bardziej lśniły. Na szczęście nie zauważyłam aby znacząco wpłynęła na świeżość moich włosów (całe szczęście). 

Innym ciekawym zastosowaniem jest nałożenie jej na pędzle, które są wykonane z naturalnego włosia. Zwykle po kilku praniach stają się kujące i nieprzyjemne w dotyku. Odżywka sprawia, że są delikatne dla naszej skóry. Niestety zapach odżywki pozostaje na włosiu. O dziwo na włosach nie był wyczuwalny.


Podsumowując, nie jestem zadowolona z tej odżywki. Mniej więcej od połowy opakowania strasznie się z nią męczyłam i próbowałam zużyć na różne sposoby. Na pewno nie kupię ponownie. Nie polecam.

Miałyście okazję jej używać?

Niedługo kończą się moje odżywki do włosów. Może znacie coś godnego polecenia?

Napiszcie :)

Naomi

piątek, 28 czerwca 2013

Ulubieńcy czerwca, czyli 6-ciu wspaniałych

Dziś pierwsza notka z serii podsumowujący mijający miesiąc. Tym razem skromnie, ponieważ wymyśliłam nowy cykl notek, który będzie się pojawiać co tydzień. Muszę na nią poświęcić trochę więcej czasu. Więcej  zdradzę w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Wróćmy jednak do tematu dzisiejszej notki. Kilka kosmetyków już miało okazję znaleźć się w tej typu notce, ale myślę, że nic stoi na przeszkodzie aby pojawić się w niej ponownie.

Tym razem zaczniemy od kosmetyków kolorowych:


Długo nie pojawiał się w tym zestawieniu lakier do paznokci. Tym razem chciałam wyróżnić śliczny pastelowy odcień od Golden Rose z serii Rich Color o numerze 38. Uwielbiam tą serie lakierów, ponieważ mają świetny pędzelek, konsystencje oraz trwałość. Manicure przez kilka dni wygląda ładnie. 

W czerwcu niestety skończyła się moja baza pod cienie z ArtDeco. W związku z tym zaczęłam regularnie używać Grashki. Nadal mi nie pasuję jej tępa konsystencja oraz dość ciemny kolor. Na szczęście zaskakuję jakością. Świetnie przedłuża trwałość cieni i podbija kolor (czasami mam wrażenie, że nawet lepiej niż ArtDeco). 

Bardzo polubiłam Carmexa w tubce o miętowym zapachu. Mięta jest tutaj największym minusem. Jest to bardzo chemiczny zapach, który drażni moje nozdrza. Natomiast jestem bardzo zadowolona z działania. Co prawda nie wiem, jak sprawdziłby się na wysuszonych ustach, ponieważ takich nie mam. Na moich całkiem zadbanych sprawdza się wyśmienicie. Dobrze nawilża usta. Nie pamiętam, kiedy miałam suche skórki. Dodatkowo uwielbiam jego opakowanie, ponieważ mogę go włożyć do kieszeni spodni bez obaw, że się roztopi lub zniszczy. 


Przez większość miesiąca używałam żelu pod prysznic z Isany o zapachu figi i pomarańczy. Zachwycił mnie zapachem, cudowną, kremową konsystencją oraz tym, że jego zapach pozostaje na skórze. Na plus jest jego atrakcyjna cena oraz łatwy dostęp. Jeden z bardzo nie wielu zapachów z Isany, które mi odpowiadają. 

Po różnych próbkowych eksperymentach powróciłam do mojego sprawdzonego kremu z AA o działaniu normalizująco- nawilżającym. Ma przyjemny zapach, szybko się wchłania oraz dobrze nawilża. Nie pozostawia tłustej, świecącej warstwy takiej jakiej pozostawiały próbki z Vichy.

Ostatni kosmetyk to płyn dwufazowy z Sephory. Jest to bardzo przyjemny płyn. Pozostawiał bardzo delikatną tłustą warstwę, która po chwili znikała. Świetnie rozpuszczał kosmetyki niewodoodporne. Nie wiem, jak poradziłby sobie z wodoodpornymi, ale zwyczajnie z nich nie korzystam. Minusem może być lekkie podrażnienie oczu, ale na szczęście jest krótkotrwałe. O wiele gorsza była pamiętna Nivea. Dla przypomnienia recenzja tutaj.

Używałyście tych kosmetyków?

Co o nich sądzicie?

Naomi

czwartek, 27 czerwca 2013

Lovely Pump up - tuszowe objawienie roku

Chyba już każdy zna ten tusz. Początkowo podchodziłam do niego bardzo sceptycznie, aż go kupiłam za piątaka z hakiem. Wspominałam już wcześniej, ale powtórzę jeszcze raz specyfikację moich rzęs. Są dość gęste, ale niestety krótkie i bardziej proste niż podkręcone. Jak sprawdziła się u mnie maskara podkręcająca i unosząca rzęsy? - szczegóły poniżej.


Kosmetyki Lovely są dostępne w drogeriach Rossmann. Jeszcze nie spotkałam tej drogerii bez szafy Lovely, więc śmiem twierdzić, że w każdym Rossmannie spotkamy te markę. Mascara kosztuje około 9 zł za 8 ml. Występuje w tylko jednej wersji kolorystycznej, a mianowicie czarnej.


Opakowanie tuszu nie jest nadzwyczajne. Wykonane z żółtego, twardego i porządnego plastiku, wzbogacone niebieskimi napisami. Niestety już po miesiącu widać, jak się ścierają. Na szczęście w tym wypadku liczy się wnętrze.


Tusz ma silikonową, wygiętą szczoteczkę, która nabiera idealną ilość tuszu. Jednak zastanawia mnie konsystencja, która już od otwarcia była dość gęsta. Dodam, że w Rossmannie wzięłam opakowanie z tyłu, a na samym początku nie miał śladów używania.


W końcu przejdźmy do zachwytów nad tym tuszem. Mianowicie trochę pogrubia, wydłuża i to co najważniejsze unosi i podkręca rzęsy. W końcu widać, że je mam, a nie czarne coś nad oczami. Trochę skleja rzęsy, ale z tym łatwo sobie poradzić grzebykiem z Inglota. Używam tego tuszu od ponad miesiąca i na razie nie osypuje się, ani nie tworzy owadzich nóżek. Mogę się przyczepić, że czasami tworzy grudki. Jeśli to się zmieni, na pewno zrobię aktualizację.


Podsumowując, jestem zadowolona z tego tuszu. Ma świetną jakość w stosunku do ceny. Mogę się  przyczepić jedynie do opakowania tuszu i konsystencji. Polecam, za taką cenę warto go wypróbować.

Używałyście go? 

Czy podchodzicie sceptycznie do blogowych hitów?

Naomi

środa, 26 czerwca 2013

Nowe sposoby śledzenia mojego bloga :)

Od 1 lipca znika google reader. Sama już nie wiem, o co w tym chodzi. Każdy podaję inne informację, często sprzeczne ze sobą. W związku z tym założyłam konto na:


bloglovin


google +



Wszystkie linki macie po prawej stronie. ;)

Pozdrawiam
Naomi

wtorek, 25 czerwca 2013

Krótko o: Sephora płyn dwufazowy do demakijażu oczu

Z góry informuję, że nie jest to pełna recenzja tylko pierwsze wrażenia. Opakowanie zawierało tylko 25 ml, które wystarczyło na osiem użyć. Na tej podstawię myślę, że mogę co nieco o nim napisać. Dodatkowo chcę zaznaczyć, że go nie oszczędzałam. Zawsze używałam go sporo. 


Kosmetyki Sephora są dostępne w Sephorach (bardzo odkrywcze). Moja miniatura znalazła się w zestawie wraz z 4 mydełkami, za które w sumie zapłaciłam 8 zł. Niestety nie można jej kupić osobno. Pełnowymiarowe opakowanie zawiera 125 ml płynu, które kosztuje 26 zł (taką informację znalazłam w internecie; dajcie znać, jeśli jest błędna). Płyn należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia.

Bardzo podoba mi się wygląd miniatury, nawiązuje do pełnowymiarowego. Jest wykonane z twardego plastiku, a zakrętka bardzo dobrze się zakręca. Również bardzo do mnie trafia wygląd etykiety. Jest prosty i skromny. Płyn ma specyficzny zapach, ale bardzo przyjemny. Obie warstwy bardzo łatwo się mieszają i przez długi czas pozostają jednością. 

Początkowo nie byłam z tego płynu zadowolona (pierwsze, drugie użycie). Jednak z każdym użyciem zdobywał moje serce. Bardzo dobrze  i szybko rozpuszcza makijaż oczu (tusz, eyeliner, cienie na bazie pod cienie). Nie trzeba trzeć i trzeć, wystarczy przyłożyć płatek na kilkanaście sekund. W porównaniu do innych płynów dwufazowych (np. Ziaja, Bielenda) pozostawia bardzo niewielką tłustą warstwę. Jedynym minusem jest nieprzyjemne uczucie na oczach. Coś na jakby podrażnienie, ale jest niewielkie i na szczęście szybko znika. 

Skład:
Aqua, Cyclopentasiloxane, Isohexadecane, Butylene Glycol, Dipotassium Phosphate, 1,2 Hexanediol, Capryl Glycol, Potassium Phosphate, Sodium Chloride, Maltodextrin, Disodium EDTA, Panthenol, Poloxamer 184, PPG-26-Buteth-26, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Centaurea Cyanus Flower Extract, Hydroxycetyl Hydroxyethyl Dimonium Chloride, Cl 61570, Cl 42090, Apigenin, Oleanolic Acid, Biotinoyl Tripeptide-1, Ciric Acid, BHT.

Podsumowując, jestem zadowolona z tej miniatury. Z chęcią kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie. Niestety cena odstrasza. Może kiedyś się na niego skusze. 

Używałyście go?

Jesteście fankami płynów dwufazowych, czy micelarnych? 
Osobiście wolę tą pierwszą opcję. ;)

Naomi

poniedziałek, 24 czerwca 2013

O wycofanym kosmetyku, Isana z 5 % mocznikiem

Dzisiaj chciałabym napisać bardzo krótko o kosmetyku, który podbił moje serce, ale niestety od lutego już nie można go zdobyć. Nie wiem czym jest to spowodowane, ale ostatnio często zdarza się, że wycofane zostają kosmetyki, które są lubiane przez rzesz fanów. Poniższy kosmetyk ledwo się u mnie pojawił, a już był w "cenie na do widzenia". Możecie nawet na opakowaniu zobaczyć plakietkę "NEU".


Krem był dostępny w Rossmannie. Nie wiem jaka była jego standardowa cena, ale ja za niego zapłaciłam 3,59 zł za 150 ml. Krem należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Zawiera 5% mocznik, masło shea, oliwę oraz witaminę E. Przeznaczony jest do pielęgnacji suchej skóry. Został przebadany dermatologicznie. Producent zaleca przechowywać w temperaturze pokojowej.


Opakowanie kremu to słoiczek wykonany z twardego plastiku. Zakrętka dobrze się zakręca. Etykieta nie jest szałowa, ale w stosunku do ceny jest ok. Zawartość jest zabezpieczona sreberkiem. Uważam to za ogromny plus, ponieważ mamy pewność, że nikt wcześnie nie wtykał łap do naszego kosmetyku. Jedynym minusem jest zapach, który zdecydowanie nie jest ładny. Nie mogę go do niczego porównać, ale bardzo podobnie pachniał krem z mocznikiem Isana, ale w tubce.


W kremie bardzo mi się podoba jego konsystencja. Jest bardzo gęsta. Przypomina mi trochę masło do ciała z The Body Shop z masłem shea. Jednak kosmetyk Isany gorzej się rozsmarowuje. Zwłaszcza na nogach, dlatego nie używam go na te partię ciała. Krem okazał się fenomenalny do stóp, kolan, łokci oraz innych miejsc bardziej przesuszonych. Świetnie je nawilżył. Sprawił, że lepiej się prezentują oraz są miękkie i gładkie w dotyku. Czasami nakładam go również na dłonie, ale w tym wypadku niestety muszę się liczyć z tłustym filmem, utrzymującym się przez długi czas. 


Podsumowując krem jest świetny na przesuszone miejsca. Bardzo dobrze je regeneruje i nawilża. Najlepiej go nakładać wieczorem przed pójściem spać, aby nie przeszkadzał nam tłusty film. Bardzo w nim lubię tą gęstą, sprężystą konsystencje. 

Podsumowując II: łączy mnie z nim trudna miłość. Jednak myślę, że szkoda, że go wycofano. Na niektóre partię ciała okazał się świetny.

Miałyście okazję go używać?

Co sądzicie o wycofywaniu kosmetyków?

Napiszcie :)

Naomi

niedziela, 23 czerwca 2013

O kosmetyku, który nie ułatwił depilacji...

Początkiem czerwca w notce zakupowej pokazałam wam głęboko nawilżający krem do depilacji skóry wrażliwej i suchej z Eveline. Kilka z was było bardzo zainteresowanych jego działaniem. Zwykle nie używam tego typu kosmetyków. Ograniczam się do jednorazówek i żelu do golenia. Jednak po ich użyciu moja skóra jest gładka max 2 dni. Przy pomocy tego kremu chciałam wydłużyć ten czas do 6 dni. Kiedyś używałam podobnego kremu z Veet i moje nogi były gładkie co najmniej tydzień. Czy Eveline wypełniło swoje zadanie? - szczegóły poniżej.


Kupiłam go w Biedronce za około 6 zł. Widziałam go także w Rossmann. W opakowaniu znajduje się 125 ml produktu (z czego 25 ml jest gratis). Powinniśmy go zużyć w ciągu 30 miesięcy od otwarcia. Został wyprodukowany w Unii Europejskiej. Nie był testowany na zwierzętach. Kartonowe pudełko zawiera szpatułkę wraz z tubką kremu.



Pierwszym co się rzuca w oczy, jest przyjemna szata graficzna kartonika i tubki. Znajdują się na nich wszelkie istotne i potrzebne informacje. Tubka jest wykonana z miękkiego plastiku. Dzięki temu nie mamy problemu z wyciśnięciem zawartości. Krem ma dość gęstą konsystencje. Jako jeden z minusów można wymienić zapach, który jest okropny. Niestety kosmetyki tego typu nie pachną różami. :(



W końcu przechodzimy do sedna, czyli działania. Niestety nie jestem zadowolona z działania kremu. Oczywiście 24 h przed pierwszą aplikacją wykonałam test alergiczny. Na szczęście nie mam problemu z alergiami, więc wszystko poszło ok. Problemy zaczęły się podczas właściwej aplikacji kremu. Jak wspomniałam krem jest gęsty, a wg zaleceń producenta musimy go rozsmarować szpatułką w miarę równą warstwą. Dodatkowo sprawy nie ułatwiał smrodek. 


Po trzech minutach na fragmencie skóry sprawdziłam, czy włoski łatwo schodzą ze skóry. Niestety nie, musiałam czekać przez kolejne minuty. W sumie od skończenia aplikacji czekałam 10 min. Jest to max czas wyznaczony przez producenta. Na szczęście włoski zaczęły odchodzić od skóry, ale nie wszystkie. Poza tym trzeba uważać aby nie za mocno dociskać szpatułkę do skóry, ponieważ później możemy zauważyć czerwone ślady, gdzie nią sunęliśmy. Do minusów można zaliczyć również ciężkie zmywanie. Nie wszystko da się usunąć za pomocą szpatułki. Po depilacji skóra była podrażniona (jak wspomniałam w trakcie testu alergicznego nic się nie działo). Myślę, że nie jest to kosmetyk dla osób z wrażliwą i delikatną skórą.

Na koniec najistotniejsza kwestia, czyli trwałość naszej depilacji. Niestety jestem zawiedziona, ponieważ cieszyłam się gładką skóra tylko trzy dni. O jeden dzień dłużej niż po depilacji jednorazówką. Niestety producent-cwaniak nie zamieścił informacji, po jakim czasie odrastają włoski. Podał tylko, że krem spowalnia odrastanie włosków. Nie wiadomo tylko w stosunku do czego. Na koniec dodam tylko, że krem jest strasznie nie wydajny. Na jedną depilacje nóg zużyłam połowę opakowania. 


Podsumowując, jestem zawiedziona tym kosmetykiem. Depilacja jest czasochłonna i pracochłonna, a efekt nie wynagradza nam energii włożonej w depilacje. Poza tym jest to bardzo nieekonomiczne. Tubka wystarcza na max 2 użycia. Włoski odrastają nie wiele później niż po depilacji golarką. Jedynym plusem jest atrakcyjna cena. Nie polecam.

Co sądzicie o tego typu kosmetykach?

Naomi 

piątek, 21 czerwca 2013

Oko na dziś: oswajamy maty

Perłowe cienie są dość łatwe w obsłudze. Łatwo się łączą i rozcierają. Zwykle mają bardzo dobra pigmentacje. Gorzej jest z matowym, które nie zawsze wyglądają tak jak ja chcę. Od dawna chodził mi po głowie makijaż, w którym wykorzystam tylko i wyłącznie cienie matowe.


Do makijażu użyłam:

  • bazę pod cienie Grashka (ArtDeco się skończyła)
  • cienie:
    • w wewnętrznym kąciku i pod łukiem brwiowym - Bamboo z palety Sleek Monaco
    • następnie Inglot nr 362 M oraz 379 M
    • w zewnętrznym kąciku - Midnight Garden z palety Sleek Monaco
  • na dolnej powiece kredke p2 fantastic chrome kajal w kolorze nr 040 metalic lapis
  • na linii wodnej kredkę Basic w kolorze nude
  • tusz do rzęs Lovely Pump up
  • żel do brwi z Delli - brązowy

Jak wam się podoba efekt?

Mi czegoś brakuje, ale nie wiem czego dokładnie. ;)

Liczę na wszelkie rady i uwagi. 

Naomi

środa, 19 czerwca 2013

Co spakować do wakacyjnej kosmetyczki? Co może okazać się przydatne?

Niedługo nastąpi czas wyjazdów i wakacji. Pewnie wiele z was będzie stało przed problemem skompletowania kosmetyczki. Ja swój wyjazd (niestety) mam już za sobą. Oczywiście pokazałam wam co ze sobą zabrałam. Takie posty są bardzo popularne. Jednak nie spotkałam się z pewnego rodzaju rozliczeniem, co rzeczywiście okazało się przydatne podczas wyjazdu. Mam nadzieję, że taki post przyda się nie tylko mnie, ale i Wam. Może w końcu będę umiała się ograniczyć do minimum. Przy okazji zwrócę uwagę na kilka istotnych kwestii. 


Podczas wyjazdów świetnie się sprawdzają miniaturki oraz puste opakowania, które pomieszczą potrzebną ilość kosmetyku. Takie opakowania możemy dostać w Rossmannie w różnych kształtach, wszystkie za 1,99 zł. Mieszczą zwykle 100 ml, więc można je zabrać do samolotu. Możemy także zainwestować w gotowy zestaw takich opakowań np w H&M (wersja tańsza) lub Sephorze (wersja droższa), kosztuje około 30 zł za 6 elementów. Ja posiadam zestaw z Sephory i jestem z niego zadowolona, choć nie jest ideałem (lepiej nimi nie rzucać).  Innym wyjściem jest zakup miniaturek naszych ulubionych kosmetyków. Całkiem spory wybór znajdziemy w Rossmannie. Niestety wychodzą sporo drożej niż opakowania pełnowymiarowe. Warto także zbierać próbki, które co pewien czas pojawiają się w gazetach lub są dołączane do zakupów. 

Poniżej przygotowałam zestawienie. Po lewej kosmetyki z danej kategorii, które użyłam choć raz. Po prawej te, które przez cały wyjazd leżały nieużywane.

Pielęgnacja twarzy:


W czasie wyjazdu wykorzystałam większość próbek, które posiadałam. Niestety wiele z nich mnie rozczarowało. O dziwo najbardziej byłam zaskoczona próbką kremu Ziaja Ulga. Możliwe, że kiedyś wypróbuję. Bardzo wydajna okazała się próbka pasty do zębów. Wystarczyła na cały wyjazd, a nawet zostało co nieco. Świetnie sprawdził się pomysł z przelaniem kosmetyków do mniejszych opakowań. Nie musiałam targać ze sobą wielkich butelek. Na uwagę zasługują także chusteczki, które okazały się zbawienne, gdy zabrakło wody w pociągu.

W czasie wyjazdu zabrakło mi czasu lub po prostu nie miałam ochoty na maseczkowanie i peelingowanie, więc myślę, że te pozycje można sobie odpuścić. Poza tym woda w sprayu z Balea. Myślę, że było ciut za zimno aby jej użyć. Aktualnie u mnie mocno przygrzewa, więc spryskanie skóry wodą świetnie odświeża. Dodatkowo chusteczki z RDL, mogłam się ograniczyć do tych z Babylove. Tych nie miałam okazji tknąć. Poza tym kilka drobiazgów, które mogłam zostawić w domu, ponieważ wzięłam już coś innego. Chyba nie wierzyłam że mniejsza ilość mi wystarczy.

Pielęgnacja ciała:


Wyjazd nie mógł się odbyć bez żelu pod prysznic o wakacyjnym zapachu. W tym wypadku świetnym wyborem była Balea o zapachu ananasa. Innym kosmetykiem idealnym na wakacje i wyjazd okazał się krem do rąk o zapachu owoców leśnych. Ciekawy zapach idzie w parze z dobrymi właściwościami pielęgnacyjnymi. Następnie krem z filtrem Babydream, który jest ok. Zużyłam także trzy próbki. Niestety żadna z nich mnie nie zachwyciła.

Po prawej kosmetyki, których nie użyłam ani razu, ale z drugiej strony rezygnacja z nich mogłaby spowodować, że na kolejnym wyjeździe byłyby konieczne. 

Pielęgnacja włosów:


Z tej kategorii jestem bardzo zadowolona. Wzięłam minimum. Jednak mogłam zostawić odlewką maski w domu. Przy okazji wspomnę, że próbki masek z Celli i Balea bardzo mnie zawiodły. Zwłaszcza ta pierwsza. Miała brzydki zapach i obciążyła włosy. Zdecydowanie nie kupię ponownie.

Kosmetyki kolorowe:


Pod notką z wakacyjną kosmetyczką jedna z Was napisała żebym się nie malowała. Przeczytałam to po wyjeździe, podczas którego ograniczyłam się do tuszu do rzęs, pudru, jasnego cienia, bazy pod cienie i kredek. Gdy następnym razem pojadę na wakacje, na pewno ograniczę się do takiego zestawu. Zrezygnuje z cieni, podkładu i etc...

Pozostałe:


Z tej kategorii jestem chyba najbardziej zadowolona. Po pierwsze ograniczyłam się tylko do trzech pędzli. Z czego jeden leżał cały czas nieużywany. Myślę, że na taki wyjazd najlepiej wziąć najbardziej uniwersalne pędzle (np Inglot 6SS - można nim nałożyć cień oraz go rozetrzeć). Zabrałam trzy lakiery + bazę i top coat. Następnym razem postaram się ograniczyć lub wziąć sprawdzony lakier. Niestety Wibo mnie zawiodło. Już następnego dnia lakier był w tragicznym stanie. Na koniec odkrycie wyjazdu i w ogóle 2013 roku, czyli żel do brwi z Delii. Nie wiem, jak mogłam wcześniej  bez niego żyć. Świetnie utrwala i nadaje brwiom kształt.

W końcu koniec tej notatki. Jest trochę chaotyczna, ale w głównej mierze miała być zbiorem moich przemyśleń, z których mam zamiar skorzystać podczas następnych wakacji. Jednak mam nadzieję, że znajdziecie w niej coś ciekawego dla siebie.

Chętnie poznam wasze patenty na spakowanie kosmetyczki. Co warto wziąć, a co lepiej zostawić głęboko w szufladzie?

Naomi

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Zdradziłam Baleę z Isaną

Przyznaję się, od trzech tygodni używam żelu pod prysznic z Isany i jestem z niego zadowolona. Wcześniej Balea, Balea i w przerwie Balea. Jednak napis "edycja limitowana" zrobił swoje i kupiłam wersję z pomarańczą i figą. Kosztował 2,99 zł za 300 ml. Nie wiem, czy jest nadal dostępny, ponieważ widziałam go gdzieś na blogach w styczniu i lutym, a kupiłam go w kwietniu. 


Żel ma dobrze spełniające swoją funkcje opakowanie. Plastik, z którego jest wykonana butelka, nie jest za gruby ani za cienki. Można bez problemu go zgniatać, aby wydobyć zawartość. Jedyne zastrzeżenia mam do klapki/zamknięcia, które mogło być porządniejsze. Jest w nim coś, co zdradza do jakiej należy półki cenowej. Bardzo podoba mi się projekt przedniej etykiety.


Minusem może być dość rzadka konsystencja, która wpływa na mniejszą wydajność. Z drugiej strony, ze względu na cenę można na to przymknąć oko. Żel ma przyjemną kremową konsystencję. Bardzo ładnie pachnie. Najbardziej można w nim wyczuć pomarańcze. Dobrze się pieni. 


Największym plusem tego żelu jest fakt, że jego aromat można wyczuć na skórze jeszcze kilka godzin po prysznicu. Dodam, że ostatnio miała z tym problem nawet Balea. Nie wysuszył mojej skóry i jej nie podrażnił. Żel bardzo dobrze myje, pozostawiając skórę przyjemną i miękką w dotyku. 


Podsumowując czasami warto zrobić sobie skok w bok. Jestem z tego żelu zadowolona, choć na razie żadna inna wersja żelu pod prysznic z Isany mnie nie kusi. Jednak nie wykluczam, że może w przyszłości skuszę się na jakąś limitowaną wersję zapachową.

Co sądzicie o żelach Balea?

Naomi

niedziela, 16 czerwca 2013

Wróciłam. Wakacje nad morzem w zdjęciach.

Jest już późno, więc dziś bardzo krótko. Wróciłam z wakacji i powoli wracam do normalnego życia (również w internecie). Mam spore zaległości na waszych blogach oraz u siebie. Uroki braku dostępu do internetu. Mam nadzieję, że jutro wszystko ogarnę, a teraz zostawiam was ze zdjęciami z wakacji. 


Międzyzdroje


Świnoujście



Szczecin (również prawy dolny róg na wcześniejszym zdjęciu).


W Szczecinie była możliwość stworzenia puszki Coca Coli ze swoim własnym niepowtarzalnym podpisem. ;)

I znowu Świnoujście (również prawy dolny róg na wcześniejszym zdjęciu).


Prawy dolny róg to pokój, w którym mieszkałam z perspektywy trampka.

Naomi

sobota, 15 czerwca 2013

Polskie składy maseczkowo-próbkowe

Co pewien czas miewam fazy na pewne typy kosmetyków. Dwa lata temu były to cienie do powiek, potem lakiery do paznokci. W zeszłym roku zebrałam sporą kolekcje tuszy do rzęs. Na szczęście aktualnie moja kolekcja ogranicza się do dwóch. Później przyszedł czas na kremy do rąk i kredki do oczu. W tym momencie moim konikiem są maseczki i inne saszetkowe kosmetyki. Na szczęście jest to najtańsza ze wszystkich manii. ;)

Wszystkie moje maseczki i próbki (np. z gazet) mieszkają w poniższej puszce po herbacie. Bardzo ją lubię, ponieważ jest cała czarna (mam jeszcze różową z wacikami).


Wszystko co udało mi się upchać w puszce:


Trochę tego jest. Próbki znajdujące się w puszce:


  • Oriflame Swedish Spa próbka maski do twarzy
  • Maybelline Affinitone 24 Golden Beige
  • Max Factor Flawless Luxurious Coverage 50 Beige Linen
  • Sephora próbki bazy pod makijaż
  • Nivea aqua effect żel i krem do twarzy
  • Nivea Sof krem intensywnie nawilżający
  • Celia maska głęboko nawilżająca
  • Original Source Mango&Macadamia żel pod prysznic
  • Dr Irena Eris ujędrniająco-wygładzający krem do ciała
  • Ziaja Ulga krem łagodzący na dzień
  • Neutrogena intensywnie odżywczy balsam do ciała
  • Carmex wiśniowy
  • Elmex pasta do zębów miniatura
Większość próbek wzięłam na wyjazd. Mam nadzieję, że wrócę bez nich. ;)


  • Balea brzoskwiniowa maska głęboko oczyszczająca peel-off
  • Balea malinowo-waniliowa maska (moja ulubiona)
  • Balea odświeżająca maska z ekstraktem z papayi
  • Balea głęboko oczyszczająca maska z eksraktem z bursztynu
  • Balea maska oczyszczająca pory z cynkiem
  • Balea oczyszczająca maska z minerałami
  • Perfecta maseczka antybakteryjna z wyciągiem z gruszki i glinką termalną
  • Perfecta maseczka wygładzająca z sokiem z aloesu
  • Perfecta maseczka głęboko nawilżająca z sokiem aloesowym oraz kwiatem pomarańczy
  • Perfecta peeling drobnoziarnisty
  • Perfecta peeling gruboziarnisty
  • Ziaja maska anty-stres z glinką żółtą
  • Ziaja maska oczyszczająca z glinką szarą
  • Ziaja maska regenerująca z glinką brązową
  • Bielenda maseczka głęboko oczyszczająca + intensywnie nawilżająca
  • Bielenda peeling gruboziarnisty
  • Rival de Loop maseczka poprawiająca nastrój wanilia i truskawki (połowa)
  • Marion Spa maseczka oczyszczająca peel-off z ekstraktem z ananasa i brzoskwini
Trochę się tego zebrało. Na szczęście żadna kolejna maseczka mnie nie interesuje.

Naomi

_____
Notka została opublikowana automatycznie. 

piątek, 14 czerwca 2013

Eveline krem do rąk z 5% mocznikiem

Najpopularniejszym kremem do rąk z Isany jest ti en z 5% mocznikiem. Sama miała okazję go przetestować  i nawet go polubiłam, ale miał jeden drażniący mnie mankament - zapach. Pewnego dnia w drogerii znalazłam bardzo podobny krem, ale wyprodukowany przez Eveline. Oczywiście musiałam go spróbować. Jak się sprawdził? - szczegóły poniżej.


Kosmetyki Eveline są dostępne w wielu miejscach, drogeriach i supermarketach. Swój egzemplarz kupiłam w Rossmannie. Kosztuje około 5-6 zł za 100 ml (podobno 25 ml jest gratis). Powinniśmy go zużyć w ciągu dwóch lat. Krem nie był testowany na zwierzętach. Jest przeznaczony dla szorstkiej, zniszczonej i popękanej skóry dłoni.



Krem znajduje się w wysokiej, smukłej tubce przyjemnej dla oka. Przytłaczać może nagromadzenie informacji zarówno z przodu, jak i z tyłu opakowania. Tubka jest wykonana z miękkiego plastiku. Bardzo łatwo można sobie dozować krem na dłonie. Zamknięcie to zatrzask, które początkowo ciężko się otwierało, ale wraz z kolejnym było coraz łatwiej. Opakowanie jest wykonane z nie przezroczystego plastiku. Przy końcu opakowania będzie konieczne jego rozcięcie, ponieważ w zakamarkach pozostało sporo kremu.


Krem jest bardzo gęsty, ale nie aż tak jak Isana. Ma trochę lżejszą konsystencje dzięki temu łatwiej go rozsmarować. Cechuje go całkiem przyjemny zapach, o wiele przyjemniejszy od Isany z mocznikiem. Choć nie mogę go porównać do niczego innego. Jest bardzo wydajny, niewielka ilość wystarczy aby nakremować dłonie.


Nim zacznę rozważania na temat działania tego kremu chciałabym wspomnieć (zabrzmiało jak początek mojej prezentacji maturalnej), że opakowanie stało się świetną zabawką na lekcjach wos-u. Mogłam opakowanie gnieść w każdą stronę i nic mu się nie stało. Wniosek? - jest bardzo wytrzymałe.

Wracając do tematu tego akapitu, czyli działania. Zacznę od minusów, których są dosłownie dwa. Krem dość długo się wchłania, pozostawiając nie przyjemną lepką warstwę i tłusty film. Na szczęście, gdy przetrwamy te kilka chwil, nasze niedogodności są wynagrodzone. Skóra jest dobrze nawilżona na wiele godzin. Po wchłonięciu skóra jest delikatna i subtelna w dotyku. Najlepiej używać go na noc, nie musimy czekać aż się wchłonie. Krem zrobił dobrze także skórkom wokół paznokci oraz samym paznokciom, które lepiej się prezentują (nie jestem pewna, czy to zasługa tylko i wyłącznie tego kremu do rąk, jednak w ostatnim czasie jego najczęściej używałam). Krem stosowałam także na przesuszoną skórę łokci i pięt. W obu przypadkach sprawdził się bardzo dobrze. Łokcie były świetnie nawilżone i przyjemne w dotyku przez długi czas. 


Podsumowując jestem z tego kremu zadowolona, choć nie jest ideałem. Nie lubię w nim tego, że pozostawia tłusty film. Jednak zbawiennie wpływa na moje łokcie, pięty i dłonie.

Z chęcią kupię go ponownie, lecz wpierw chcę jeszcze wypróbować krem z mocznikiem z Balea.

Naomi

_____
Notka została opublikowana automatycznie.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...